Kochani! Dziś opowiem Wam historię Marty, jednej z moich pierwszych pacjentek, która trafiła do mnie dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności i do dziś zajmuje w moim sercu naprawdę ważne miejsce. Obecnie Marta jest piękną, szczęśliwą i pełną energii matką dwójki dzieci, która spełnia się zawodowo i wie, że jest tylko człowiekiem i ma pełne prawo, by pozwolić sobie na chwilę słabości. Jednak nie zawsze tak było…

Kiedy Marta zaszła w pierwszą ciążę dobrze wiedziała, co ją czeka – nieprzespane noce, kolki, ząbkowanie, kłopoty z karmieniem… I jednocześnie towarzyszące temu wspaniałe uczucie niesamowitej więzi, ogromnej miłości i odpowiedzialności za kogoś już do końca swojego życia. Marta z niecierpliwością i ekscytacją oczekiwała rozpoczęcia nowego etapu, w ciąży czuła się świetnie, pracowała prawie do samego końca, mąż chętnie spełniał żywieniowe zachcianki, a stos nowych ubranek dla wyczekiwanego bobasa rósł i rósł. Prawie wszystkie to znamy, prawda drogie mamy? Jednym słowem – było tak, jak powinno być.

Marta poród zniosła wręcz wzorowo, a jej synek urodził się zdrowy, silny i duży. Pierwsze dni w szpitalu przypominały rodzinną sielankę, a pielęgniarki śmiały się, że jest urodzoną matką. I tak właśnie Marta się czuła. Wszystko zmieniło się w dniu, w którym wrócili do domu. Kiedy Marta opowiadała mi swoją historię, potrafiła dokładnie wskazać ten przełomowy moment w jej życiu – przekroczenie progu domu z dzieckiem na rękach. Początkowo wmawiała sobie, że jej kiepski nastrój to zwykłe przemęczenie lub baby blues. No po prostu – ludzka rzecz, zdarza się. Jednak dni mijały, a ona nie potrafiła być szczęśliwa. Z trudem zwlekała się z łóżka, by zająć się wyczekiwanym synkiem. Kiedy on płakał, ona płakała razem z nim… Z bezsilności, rozczarowania nad sobą i całym światem oraz z wyrzutów sumienia, że nie jest dostatecznie dobrą matką. Bała się komukolwiek przyznać do tego, co czuje i co dzieje się w jej głowie. Chciała uniknąć oceniania, surowych spojrzeń i komentarzy na temat tego, że odrzuca swoje ukochane dziecko i jest złą matką. Nie przyznawała się do swoich myśli nawet coraz bardziej zaniepokojonemu mężowi oraz matce, która przyjechała wesprzeć ją w opiece nad pierworodnym.

Do tych wszystkich dolegliwości psychicznych, zaczęły dołączać dolegliwości fizyczne – częste zawroty głowy, nudności, przemęczenie oraz nieustający ból gojących się ran, który wcale nie poprawiał samopoczucia. Pojawił się również jadłowstręt, a co za tym idzie – problemy z laktacją. W życiu Marty wszystko układało się nie tak, jak powinno. Teściowa coraz częściej otwarcie ją krytykowała, mąż miał wszystkiego dość i czuł się zaniedbany, a stosy brudnych pieluch i prania nigdy się nie kończyły.

Wtedy się spotkałyśmy. Nieszczęśliwa, zaniedbana i z 30 kg po ciążowej nadwagi Marta, została wręcz siłą zaciągnięta do mnie przez swoją mamę. Naszą współpracę rozpoczęłyśmy od wprowadzenia do jej jadłospisu odpowiedniej suplementacji oraz diety, która miała usprawnić metabolizm, nie szkodząc przy tym laktacji. Ponieważ Marta wciąż była przygnębiona, smutna i zamknięta w sobie, podczas układania jadłospisu zadbałam, by był on bogaty w produkty zawierające serotoninę odpowiadającą za regulację snu, apetytu i dobry nastrój oraz antyoksydanty. W diecie Marty znalazły się w dużych ilościach w zdrowe węglowodany, kwasy tłuszczowe omega-3 oraz suplementy diety – witaminy B12, kwas foliowy a także produkty zawierające selen, żelazo oraz cynk. Z konsultacji na konsultację Marta zaczęła odzyskiwać spokój i równowagę. Dużo rozmawiałyśmy, razem się śmiałyśmy, razem płakałyśmy – w końcu nikt tak nie zrozumie matki, jak inna matka! W trakcie jednego ze spotkań podczas podjadania deseru z nerkowców, moreli, karobu i daktyli, Marcie puściły hamulce i opowiedziała mi o wszystkim, co siedziało w jej głowie. To był przełomowy moment naszej współpracy. Następne tygodnie upłynęły nam na intensywnej pracy, trenowaniu samodyscypliny i poszukiwania motywacji do działania. Wraz z traconymi kilogramami, Marta odzyskiwała dobry humor, chęć do życia i spokój ducha.

W przypadku Marty wystarczyło zastosować jedną, prostą zasadę: chcesz być zdrowy – jedz zdrowo! Taki happy end nie zawsze jest możliwy, lecz odpowiednie odżywianie, uzupełnienie podstawowych aminokwasów i minerałów to często połowa sukcesu – dlatego, zanim sięgniesz po silne leki na poprawę humoru, sprawdź co nowego w Przeciwwadze.

Barbara Porębska

Barbara Porębska

Jestem dietetyczką z pasją. Moja wiedza to wynik wielu lat poszukiwań, zdobywania doświadczeń, dziesiątków kursów i wykładów zakończonych uzyskaniem zawodu dietetyka w Polskim Instytucie Dietetyki.