Sałatka „nawinie”
Kochani, dziś spróbuję Was przekonać, że do zmiany nawyków żywieniowych nie potrzeba wcale tak wiele, jak mogłoby się wydawać. Wystarczy odrobina chęci i fantazji, żeby zrobić „coś z niczego” – np. moją ulubioną sałatkę „nawinie”, czyli z tego, co się akurat nawinie 😉
Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że kiedy zbliża się koniec miesiąca i w pracy gonią Was terminy, raczej nie zastanawiacie się nad urozmaiceniem swojej diety. Co więc zrobić w sytuacji, kiedy Waszą głowę zaprzątają inne problemy, a na zakupy nie macie czasu? Polecam po prostu zajrzeć do lodówki i szafek kuchennych, wyciągnąć na stół to, co w nich znajdziecie i… zacząć działać! U mnie zawsze najciekawsze kombinacje powstają w poniedziałki, kiedy to staram się wykorzystać produkty, które zostały mi po weekendzie.
Właśnie tak powstała pyszna sałatka, w skład której wchodzą:
- 2 łodygi selera naciowego,
- 1 duży pomidor,
- połowa czerwonej papryki (Bell),
- kawałek papryki Pimento,
- 4 rzodkiewki,
- połówka avocado,
- połówka czerwonej cebuli,
- 1/4 kalafiora,
- 2 małe brzoskwinie,
- 2 garści pestek słonecznika,
- 1 garść orzechów włoskich,
- 4 orzechy brazylijskie,
- pęczek ziół (kolendra, mięta, melisa),
- 1 łyżka tahini,
- kiełki brokuła.
Wyszła z tego spora porcja, którą najadły się dwie bardzo głodne osoby 🙂 Nie potrzebowaliśmy do tego żadnych dodatków w postaci pieczywa. Można? Można! Bez długiego planowania i metrowej listy zakupów 🙂
Plusów takiego rozwiązania jest sporo. Zużywając tzw. resztki, oszczędzacie czas, pieniądze i działacie pro ekologicznie – nie wyrzucacie jedzenia, które, gdyby poleżało w lodówce jeszcze kilka dni, najprawdopodobniej nie byłoby już zdatne do spożycia.
Mam nadzieję, że zainspirowałam Was do korzystania z tego, co macie pod ręką 🙂